We wnętrzu jeszcze surowizna
Tu i tam cos jeszcze trzeba dospawać, jednak pomału mozna zaczynać pławić się w samozadowoleniu
Historia przeróbki Poloneza Borewicz Caro na Polonez Coupe
pod wodzą Komandora Wujaszka Kominowskiego ...
Zdecydowaliśmy, że następnym krokiem będzie wykonanie poszycia błotnika zakrywającego otwór po drzwiach tylnych. Blacha została zaadaptowana z drzwi tylnych. Drzwi te na wcześniejszych etapach prac zostały rozłożone na czynniki pierwsze. Fabrycznie poszycie drzwi jest montowane na konstrukcji drzwi poprzez zagięcie końców blachy. Po krótkiej nardzie, czy odginać, czy wycinać wymyliśmy, że będziemy odginać. Wprowadzenie tego w czyn pokazało, że źle wymyśliliśmy. Odginanie powoduje pofalowanie rantów – dużo lepiej przeszlifować blachę na wylot w miejscu samego rantu. W otwór po tylnych drzwiach poszły dwie rozpórki, z profili wyciętych z tylnych drzwi i w zasadzie osiągnęliśmy gotowość do wspawania poszycia…
Na takim tle moje grzebanie w trzewiach aut rozmaitych wyglądało blado. Miałem świadomość, że koncept musi być tęgi, żeby Zacne Koleżeństwo podchwyciło. Chciałem początkowo przerabiać na hybrydę Astrę mojej Ragutki, ale na to jej się fukacz załączył (poza tym stopień skomplikowania tematu na razie nas przerasta, mam nadzieje do tematu powrócić). Nawijałem też co jakiś czas Wujaszkowi, że może byśmy coś uspawali, tylko że wciąż nie było dobrego obiektu, a budek dla ptaków przeca spawać nie będziemy. Patrzyłem za starym Mercem, celem przeróbki na pick-upa, tak jak koledzy to zrobili koledzy z Trzebnicy (http://zelazko.com.pl/cpg/thumbnails.php?album=10). Namierzyłem nawet odpowiednie W123, ale to wszystko było po obrzeżach tematu, wymagało wyłożenia kasy na Merca-nieruchomość i w ogóle jakieś takie bez wzwodu to wszystko było. Wreszcie spłynęło oświecenie – mamy dostęp do pogenerałowego Poloneza niejakiej Mariolki! Auto owo ma wielki potencjał, przecież nie dalej jak zeszłej zimy ćwiczyliśmy nim kreślenie figur w śniegu na teskaczowym parkingu tak zapamiętale, że poproszono nas żebyśmy się oddalili i więcej nie powracali. Zostało tylko urobić Mariolkę, która oczywiście gdy zobaczyła wizualizację zamysłu zaraz wleciała na wysokie rejestry. Stopniowo udało się jej przeprać umysł i wyrzucić złe myśli, tak że zgodziła się oddać kluczyki, nie zaglądać do garażu i podzielać ogólny entuzjazm.
Koncept wyglądał nieskomplikowanie, w sam raz na początek – zrobić z tego wersję trzydrzwiową, luźno inspirowaną oryginalnym coupe. Zadanie o tyle proste, że długie drzwi konieczne do takiej przeróby opuściły fabrykę w tysiącach egzemplarzy na Polonezie Trucku. Tylko dobrać szyby, wywalić drzwi, przestawić słupek i gotowe. Założyliśmy minimum demolki – żadne tam rozwalanie do rosołu. Zamykamy robotę etapami, tak by auto było cały czas jezdne. Ewentualne swapy reaktora, czy inne fajerwerki po zamknieciu przeróbki blacharskiej – nie idziemy za szeroko, żeby przedwcześnie nie zrobić pyf. Przeróbka też tylko jednej strony na raz, tak by z drugiej nie powielać ewentualnych błędów. Zaczęliśmy w sobotę 20 lutego od wizyty na szrocie, popołudniem udało się jeszcze nieco poszurać, ale główne manewry tego weekendu przypadły na niedzielę. Poniżej kilka fotek.