czwartek, 13 maja 2010

Nadeszła wiosna, czy też coś luźno inspirowane tą porą roku i wolny czas spłynął do morza. Mimo że prace nie stanęły całkowicie, to przeciętna w porywach dobija 3 godzin na tydzień. W każdym razie starczyło by blachą z pobliskiego przystanku pozakrywać co większe otwory. Rozkład jazdy i logo PKS daliśmy do wewnątrz z korzyścią dla estetyki, a z ujmą dla ekstrawagancji. Co by nie było widać już pomału kształt całości...



We wnętrzu jeszcze surowizna
Tu i tam cos jeszcze trzeba dospawać, jednak pomału mozna zaczynać pławić się w samozadowoleniu




wtorek, 6 kwietnia 2010

No to skoro osiągnęliśmy gotowość, to nie było co kunktatorzyć i trzeba się było brać za poszycie i włazić na ostatni słupek. Do szczęścia brakowało wykończenia otworu, gdzie między słupkiem B, a poszyciem zakrywającym dawny otwór tylnych drzwi ziała konkretna japeta. Ponieważ nie wyglądało to skomplikowanie przystąpiliśmy z Wujaszkiem Osą do rzeźbienia tego z jednego kawałka blachy. Niestety blacha postanowiła zredukować nasze pokłady pychy i z każdą przymiarką coraz bardziej pokancerowanego elementu, widoki na szybki happy end się oddalały. Po trzech godzinach gimnastyki daliśmy luzu. Zapowiadało się na kolejny parodniowy impas, więc tego dnia opuściliśmy warsztat w nastrojach lekkopółśrednich (chyba nawet powiedziałem „motyla noga”, a ci co mnie znają potwierdzą, że nie używam wyrazów wulgarnych ). Żeby całkiem nie stanąć zdecydowałem się wspawać odpowiednio przefasonowany kawałek drzwi (przednia część w której kotwiczy ogranicznik kąta otwarcia drzwi na wysokości przetłoczenia pod listwę), ale to dalej nie było całościowe rozwiązanie problemu.
Szczęśliwie Florek wrócił ze swojego urlopu, gdzie tydzień cały wściekle paraszmacił w górach odległych i stawił się w garażu by dać swój najlepszy serwis od początku całej imprezy. Po wysłuchaniu istoty zagadnienia, powiedział, że problem leży w samym środku jego zainteresowań, jako że za młodu modelarzył z sukcesami i to na szczeblu wojewódzkim. Wziął młotek, kombinery, szlifierę i co tam jeszcze, by po 3/2h impulsowania, doginania i szlifowania dostarczyć upragniony kawałek blachy. Wspawaliśmy go bez zwłoki i zakończyliśmy manewry na ten dzień. Następnego dnia zostało wspawać dolne zakończenie i tu znowu Florek rozwinął cały kunszt, wykonując młotkiem i innymi podobnie działającymi narzędziami super profesjonalne przetłoczenie idealnie przedłużające kształt blachy zamontowanej powyżej. W tym czasie ja poleciałem ze spawaniem poszycia w miejscach gdzie było niepospawane, a Wujo Osa dosiadł szlifierki, by nadać temu zgrubne wykończenie. Wszystko to zdarzyło się między 22 a 27 marca 2010.

. W sobotę 27 wykonaliśmy w warsztacie klarunek, bo syfilis już wyzierał z każdego kąta, a w niedziele Poldas został odprowadzony na sezonowanie do garażu Florka. Powrót do tematu 12 kwetnia…

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Po wykonaniu szyby następną rzeczą na liście było wycięcie słupka C. Wykomponowywanie początkowo odbywało się grzecznie – na drodze rozwiercania zgrzewów, z myślą że poszycie zewnętrzne może wróci na auto. Chodzi o to, że słupek A i C, czyli te, które sąsiadują z krawędziami ramek drzwi (chociaż środkowy też sąsiaduje, ale go to nie dotyczy) maja takie niewielkie przetłoczenia w kształcie mini deflektora. W pierwotnym zamysle nie chcielismy z tego rezygnować, jednak co z tego zostanie zrealizowane, jeszcze nie wiadomo. Wykonanie tego detalu z płaskiej blachy wymaga większej dozy cierpliwości, a blachy z oryginalnego słupka nie wystarczy z uwagi na inny kąt ustawienia słupka (słupek bardziej pochylony jest dłuższy). Po wydostaniu interesujących nas blach na zewnątrz, reszta pracy została dokończona szlifierą w 5 min.   

Zdecydowaliśmy, że następnym krokiem będzie wykonanie poszycia błotnika zakrywającego otwór po drzwiach tylnych. Blacha została zaadaptowana z drzwi tylnych. Drzwi te na wcześniejszych etapach prac zostały rozłożone na czynniki pierwsze. Fabrycznie poszycie drzwi jest montowane na konstrukcji drzwi poprzez zagięcie końców blachy. Po krótkiej nardzie, czy odginać, czy wycinać wymyliśmy, że będziemy odginać. Wprowadzenie tego w czyn pokazało, że źle wymyśliliśmy. Odginanie powoduje pofalowanie rantów – dużo lepiej przeszlifować blachę na wylot w miejscu samego rantu.  W otwór po tylnych drzwiach poszły dwie rozpórki, z profili wyciętych z tylnych drzwi i w zasadzie osiągnęliśmy gotowość do wspawania poszycia…

niedziela, 4 kwietnia 2010




Przymiarki z szybą wypadły niepomyślenie. Szyba ma durnowaty kształt trapezu, który skutkuje tym, że trzeba znowu przerzeźbiać słupek – w dolnym rogu szczelina ma około 3 cm. Nauka z tego taka, że takie realizacje należy zaczynać od szyb, w przeciwnym razie blacharzenie może się przeciągnąć. Impas potrwał 3/2 dnia. Rozwiązanie problemu przyszło w sobotę dnia 20 marca AD 2010. Szybę została wklejona w ramkę stworzoną w 2/3 z oryginalnej ramki drzwi tylnych, i 1/3 z drzwi przednich. Aby zmniejszyć nieco trapez tej szyby, górny róg wjechał maksymalnie w ramkę, dół jest wystawiony jak się da na zewnątrz. Zamkniecie od dołu zostało wyrzeźbione własnymi siłami z blachy ocynkowanej. Szyba w ramce siedzi na czarny poliuretan, którym normalnie wkleja się szyby samochodowe. Wszystkim, którzy zamierzają pójść tą drogą radzę by do prac z klejem poliuretanowym zaopatrzyli się w rękawiczki – brudzi to cholerstwo i z rąk nie złazi, czarno nakrapiane grabki miałem jeszcze tydzień po akcji. Zamykając temat powiem jeszcze, że idziemy w pakiet chrom, więc czarne lepiszcze, którym fabryka obrzucała nierdzewkę na ramkach drzwi idzie do utylizacji. Na zdjęciach pierwsze przymiarki z szybą…


W dni robocze pomiędzy 22 a 26 lutego zaplanowane mieliśmy wieczorne posiedzenia, jednak nasze plany zweryfikował taki jeden, wstawiając nam na tydzień swoją nieruchomość do warsztatu. W związku z tym w środę 24 mieliśmy awaryjne opuszczenie pokładu i prace stanęły. Szły jednak intensywne prace koncepcyjne – na tapecie było rozwiązanie tylnej szyby. Wszyscy dostali zadanie domowe rozglądać się po ulicach za autami trzydrzwiowymi i wpatrywać się w ich tylne okna. Aby przemyślenia pozostały nieulotne Wujo Osa uruchomił na Google docs specjalną wirtualna zachowywarkę pomysłów, gdzie wrzucamy różne przemyślenia – bardzo przydatna sprawa. Z rozważanych opcji należy wymienić tylną szybę pierwszego passata, seata Ibizy a21, trzy koncepty z szybami poloneza w różnych konfiguracjach. Do rękodzieła na aucie wróciliśmy 12 marca. Do czwartku 14 same prace bez specjalnych fajerwerków, ot takie blacharzenie wokół słupka. Udało się za to domknąć koncepcje szyby – rzecz krytyczną dla całego przedsięwzięcia. Stało się to dość prosto – kolega z roboty ożywił swojego Seata po zimie. Po krótkich pomiarach i wycięciu modelu z kartonu okazało się, że nie ma sensu rzeźbić z szybami od Poldka, już wiadomo – ładujemy Seatowe szkło. Szybkie poszukiwania na allegro i w czwartek po południu mamy szyby na warsztacie (po 20 PLN od sztuki). 

sobota, 3 kwietnia 2010


Jak wspomniałem zaczęliśmy w sobotę od najazdu na szrot, gdzie uświadczyliśmy nieco przekrzywionego Trucka, który stał z przefasonowanym przodem i całkiem znośnymi drzwiami pasażera. Zabezpieczyliśmy do dalszej przeróbki wspomniane drzwi, uiszczając całe osiemdziesiąt nowych złotych. W twórczym uniesieniu nie przyszło nam że sensownie byłoby też zabrać wykończenie otworu, czyli wszystkie uszczelki, nakładki na próg i im podobne. Cóż razą następną będziemy mądrzejsi. Główne prace dnia sobotniego to rozwiercanie zgrzewów na słupku. W niedzielę słupek przewędrował już na swoje miejsce. Okazało się, że ramka drzwi Trucka ma inny kształt niż ramka wersji 5D (5D w górnym rogu przy słupku ma kąt ostry, a Truck ma kąt prosty) i konieczne było rozcięcie słupka od góry i wspawanie tam klina z blachy. Było przy tym nieco szurania, gdyż taka przeróbka wymusza przekomponowanie mocowania pasów bezpieczeństwa. Przy okazji zrobiliśmy kawał dobrej nikomu niepotrzebnej roboty wywalając dolne mocowanie pasów ze słupka – wyglądało, że trzyma też słupek do progu, a nie trzymało, nic to z drugiej już nie wywalimy...




czwartek, 25 marca 2010



Ogólnie wiadomo, że jednostka ludzka, aby żywot prowadzić musi pompować tlen z powietrza, zamulić jaką treścią układ pokarmowy i raz na 14-16 godzin zgasić sobie światło celem zregenerowania ustroju. Trzeba czasem jednak nieco przydymić, aby żywot odróżniał się od żywota inwentarza, który poza wyżej wymienionymi czynnościami kontempluje jeszcze okolicę krowim wzrokiem i najwyżej co jakiś czas kopuluje (chociaż dobre kopulowanie nie jest złe). Przydymianie przybiera rozmaite formy, pięknoduchy przykładowo piszą sobie wiersze, kibole lubią poprzekomarzać się z policją, a mnie wzbiera na szuranie w garażu. Ponieważ kolega Osa i Florek też to mają, zbieramy się w regularnych odstępach czasu na terenie poprzemysłowym, gdzie ulokowany jest warsztat, do którego mamy klucze, by dać dobry serwis. Zebrania te z zasady podszyte są duchem barokowego konceptyzmu, że za przykład wymienię Wujaszkowy zamysł z zeszłej wiosny. Zdemontował on na dwa miesiące wnętrze swojej Audicy i jeżdżąc z gołymi blachami zadziwiał kolegów z pracy, tak że aż szeptali na jego temat koleżankom. Florek dla odmiany, jak rasowy DJ miksuje części w swojej Bravie rocznik ’45. Ostatnio zainstalował w swoim aucie pakiet „skóra pomidora”, a wcześniej inne egzotyczne komponenty powyciągane z najciemniejszych aukcji allegro. Skutek był taki że ostatnie badanie techniczne skończyło telefonami do siedziby głównej Fiata i potężnymi grymasami. Skandal się zrobił okrutny i już zapowiadało się, że trzeba będzie najechać Pol-car, by ogniem i żelazem załatwić koledze przegląd, jednak panowie w ostatniej chwili wrócili na właściwą ścieżkę, złożyli żarliwą samokrytykę i obiecali pracować nad sobą na przyszłość.

Na takim tle moje grzebanie w trzewiach aut rozmaitych wyglądało blado. Miałem świadomość, że koncept musi być tęgi, żeby Zacne Koleżeństwo podchwyciło. Chciałem początkowo przerabiać na hybrydę Astrę mojej Ragutki, ale na to jej się fukacz załączył (poza tym stopień skomplikowania tematu na razie nas przerasta, mam nadzieje do tematu powrócić). Nawijałem też co jakiś czas Wujaszkowi, że może byśmy coś uspawali, tylko że wciąż nie było dobrego obiektu, a budek dla ptaków przeca spawać nie będziemy. Patrzyłem za starym Mercem, celem przeróbki na pick-upa, tak jak koledzy to zrobili koledzy z Trzebnicy (http://zelazko.com.pl/cpg/thumbnails.php?album=10). Namierzyłem nawet odpowiednie W123, ale to wszystko było po obrzeżach tematu, wymagało wyłożenia kasy na Merca-nieruchomość i w ogóle jakieś takie bez wzwodu to wszystko było. Wreszcie spłynęło oświecenie – mamy dostęp do pogenerałowego Poloneza niejakiej Mariolki! Auto owo ma wielki potencjał, przecież nie dalej jak zeszłej zimy ćwiczyliśmy nim kreślenie figur w śniegu na teskaczowym parkingu tak zapamiętale, że poproszono nas żebyśmy się oddalili i więcej nie powracali. Zostało tylko urobić Mariolkę, która oczywiście gdy zobaczyła wizualizację zamysłu zaraz wleciała na wysokie rejestry. Stopniowo udało się jej przeprać umysł i wyrzucić złe myśli, tak że zgodziła się oddać kluczyki, nie zaglądać do garażu i podzielać ogólny entuzjazm.

Koncept wyglądał nieskomplikowanie, w sam raz na początek – zrobić z tego wersję trzydrzwiową, luźno inspirowaną oryginalnym coupe. Zadanie o tyle proste, że długie drzwi konieczne do takiej przeróby opuściły fabrykę w tysiącach egzemplarzy na Polonezie Trucku. Tylko dobrać szyby, wywalić drzwi, przestawić słupek i gotowe. Założyliśmy minimum demolki – żadne tam rozwalanie do rosołu. Zamykamy robotę etapami, tak by auto było cały czas jezdne. Ewentualne swapy reaktora, czy inne fajerwerki po zamknieciu przeróbki blacharskiej – nie idziemy za szeroko, żeby przedwcześnie nie zrobić pyf. Przeróbka też tylko jednej strony na raz, tak by z drugiej nie powielać ewentualnych błędów. Zaczęliśmy w sobotę 20 lutego od wizyty na szrocie, popołudniem udało się jeszcze nieco poszurać, ale główne manewry tego weekendu przypadły na niedzielę. Poniżej kilka fotek.